wtorek, 29 kwietnia 2008

Scarlet - "serial"

Przykład tego że wirusowy marketing wymknął się spod kontroli. Już po trailerze widać, że jest to reklama ... czegoś. Na pierwszy rzut oka perfumy, a może telewizory? Się okaże już bardzo niebawem.

Marketingowców proszę o wymyślenie już czegoś innego, bo od czasów Heyah zrobiło się tego zdecydowanie za dużo. Niedługo sytuacja będzie przypominała jeden z odcinków "Simpsonów" - "Lisa the Skeptic"...

Natomiast tym postem pokazałem, że kampania działa. :/ Brawo, kolejna wygrana marketingowców.

środa, 2 kwietnia 2008

Urodzonego Windowsiarza zachwyty nad Mac OS X ;)

W ciągu ostatnich paru miesięcy rodziła się u mnie potrzeba zmiany wysłużonego Thinkpada R50e na coś nowszego. Ponieważ od dawna kusiło mnie skosztowanie także nadgryzionego jabłka, wziąłem pod uwagę produkty urodzone w Cupertino. Coś małego, zgrabnego, nie z telebimem 15,4", nie z pocztówką 12", ale coś pośrodku, koniecznie panoramicznego, to to, co znalazłem pod postacią MacBooka.
Dodatkowo czysto technologiczny aspekt systemu operacyjnego, napędzającego te maszynki, pożądanie nieco odpoczynku od naleciałości z czasów Windows 95, braku porządku i jednolitości w systemach Microsoftu (co prawda w pełni użytecznych i sprawdzających się w zadaniach jakie się im powierzy, bez dwóch zdań!) skusiły mnie by posmakować "białej" strony mocy.
Na kilka dni wszedłem sobie więc w światek Mac OSa, choć nie rzuciłem się na głęboką wodę i nie kupiłem maczka licząc że będzie wszystko dobrze i się szybko pozbieram. Szkoda że nie ma żadnej legalnej możliwości zapoznania się przez kilka dni z tym systemem, coś na zasadzie wypożyczenia na próbę. Postanie chwilę nad makówką w iSpocie nie daje niestety za wiele, gdy chcemy sobie taki system pod siebie skonfigurować, doinstalować niezbędne aplikacje, dołączyć ulubiony sprzęt i spróbować po prostu pożyć z nowością. Przecież nie pójdę do najbliższego salonu ze swoją myszką, klawiaturą, tabletem, pilotem, płytą z narzędziami, sterownikami, wymagać jeszcze by dali się przez parę godzinek pobawić, poinstalować co się żywnie podoba, pogadać ze znajomymi na google talk i jabberze, posłuchać muzyczki, obejrzeć jakiś film, popróbować wygaszacze, tapety i pośmigać w terminalu po systemie plików zapoznając się przy okazji z dokumentacją techniczną Mac OS i Darwina. A co jeśli mi się nie spodoba system na w ciemno zakupionym, jedynym legalnie działającym z Leopardem sprzęcie? Zainstaluję sobie jeszcze na parę miesięcy Windows, by oszczędzić sobie całkowitego biegania po omacku? A może ów sprzęt jest wolny i nie spełni oczekiwań? Co wtedy?
Jedynym sposobem było pobrać pierwszy lepszy build Leosia dla "hackintoshy" i zainstalować na moim sprzęcie, który przypomina nieco hybrydę kilku generacji iMaków i Maków Pro - procesor Core 2 Duo E8200 (2,66 GHz), płyta główna Gigabyte z chipsetem P35 (model P35C-DS3R), ALC 889 generujący dźwięk, gigabitowa sieć na pokładzie i poczciwa GeForce 6600GT w slocie PCI Express, pamięci Corsair 2x1GB (CL4), a kontroler SATA (ICH9R) obsadzony dyskiem Seagate 7200.10 250GB i napędem Asus DVD+/-RW.
To była dobra decyzja. Przestawienie się całkowite może być nieco trudniejsze niż myślałem. Owszem, system jest świeższy, ładniejszy, schludniejsza i bardziej elegancka architektura, pracy towarzyszy nieporównywalna innowacyjność i nowoczesność nawet w porównaniu z Vistą na każdym kroku, do tego w 20 sekund system w pełni gotowy do pracy przy pełnym bootowaniu, a pełny shut down w 3-5 sekund (tryby uśpienia na wersji "hack os x" ;) którą testuję jeszcze nie działają, ale to już poprawiono w nowszych). Dawno czegoś takiego nie widziałem!
Potęguje to moje wrażenie, że Microsoft brodzi po pas w zaszłościach historycznych Windows, by zachować kompatybilność kosztem tej swobody i szansy na zupełnie świeży start, którą dał sobie Apple tworząc Mac OS X.
Jednak lata nawyków (choćby intensywne wykorzystywanie kombinacji ctrl-lewo/prawo, ctrl-shift-lewo do przeskakiwania co słowo, ctrl-backspace do kasowania tegoż, czy podobnych szczegółów, bardzo przydatnych w pracy programistycznej) trudno jest przezwyciężyć, a mając przed sobą skończenie magisterki, wolę dwa miesiące przed obroną nie wchodzić w zupełnie nowe środowisko i sobie to przejście zorganizować po uzyskaniu tytułu.
Co ciekawe widać że nawet napisanie sterowników dla Maca to dla producentów sprzętu pestka w porównaniu z Windows. Już od miesięcy widać na forach Wacoma, że coś niedobrego się dzieje z pracą Windows z tabletami (m.in. Bamboo One), sam Wacom nie do końca wie co, sugeruje różne śmieszne rozwiązania, jak wyłączenie bootowania z usb w biosie. Pod makówką zainstalowałem najnowszy sterownik i wszystko chodzi bezproblemowo - "boom" po Steve-owemu. ;)
Podobnie z Bluetooth - nie ma chyba w makowym światku zmartwień o to, z którym oprogramowaniem dla sterowników dongla USB (tj. z którym stosem bluetooth) zadziała to czy tamto. Pod Windows trzeba się nagimnastykować, by system dogadał sie z Wiimote. Pod "makówką" ściągnąłem Darwiinremote, sparowałem pilota z komputerem, uruchomiłem aplikację i już miałem w pełni funkcjonalny Apple Remote, a widoki czujników ruchu zaczęły żywo odzwierciedlać oddziaływanie grawitacji na położenie zabawki.
Z innych "pierdół" - zachwycił mnie Mail. Tak prosta, a jakże przydatna rzecz, jak podświetlanie powiązanych wiadomości pocztowych - nie zawsze wygodny jest widok drzewka wiadomości, to jest ogromnym ułatwieniem, gdy chcemy znaleźć poprzednie wiadomości z dyskusji. Widać, że Thunderbird i Firefox są w dużej mierze wzorowane na makowych aplikacjach. Teraz gdy się z tymi nieco zapoznałem, widzę uderzające podobieństwa.
Natomiast jest inna, chyba ważniejsza od tego cecha Mac OS X - niesamowita spójność na każdym kroku. Zarówno skróty klawiszowe, te dobrze znane i wspólne dla wszystkich aplikacji, jak i przede wszystkim wygląd oraz funkcjonowanie oprogramowania. W Windows nawet wygląd menu różnić się może od aplikacji do aplikacji, ponieważ poza standardowymi, czysto tekstowymi wersjami menu, które oferuje Microsoft w "czystym" Win32, są jeszcze menu oferowane przez MFC (w tym imitacja Ribbon w najnowszej wersji biblioteki), kilka innych w WTL, a i Windows Forms oferuje przynajmniej dwa swoje style, oczywiście programista może i swoje malować - nie ma problemu (za jedno trzeba Windows pochwalić - ogromna elastyczność systemu, dosłownie wszędzie się można wpiąć i w pełni kontrolować, jednak te możliwości obecnie wykorzystują głównie twórcy spyware, wirusów i trojanów ;) ). Do tego w Windows Vista dochodzi jeszcze nowe (choć ciekawe) rozróżnienie menu na aplikacje "standardowe" i multimedialne. W tych drugich odchodzi się od standardowego menu i dąży bardziej ku przedstawieniu czegoś na kształt Ribbona z Office 2007. Pod Mac OS X wszędzie jest dokładnie tak samo i w dokładnie tym samym miejscu - w górnej belce systemowej. Pomiając też menu, każda aplikacja wygląda niemalże identycznie, tj. ten sam zestaw widgetów, te same rodzaje okien narzędziowych, dialogowych, pomocniczych. Aż przyjemnie popatrzeć i nie gubić się poznając nową aplikację. Mógłbym oczywiście rozpisywać się na temat innych elementów, które mi się tak podobają, ale to nie czas i pora. Póki jestem bardzo świeży, póki mnie nic w OS X nie ukąsiło, lepiej poczekać i na chłodno opisać wrażenia z pracy z systemem za parę miesięcy. Raczej na pewno kontynuację spłodzę na makówce. Na pewno jednak nie wydam 600 zł za rozszerzenie pamięci do 2GB. ;)