wtorek, 4 listopada 2008

Message crackers in windowsx.h

Looks like they are documented after all. In Knowledge Base though.

wtorek, 29 lipca 2008

Krok po kroczku - App Engine daje coraz więcej

appengine_lowres Tak naprawdę ku zabawie z Django skłoniła mnie premiera Google App Engine parę miesięcy temu. Dotąd nie byłem przekonany zbytnio do programowania aplikacji webowych w Pythonie, ponieważ PHP z Zend Frameworkiem jest całkiem niezłym kawałkiem biblioteki, a przełączenie się na coś zupełnie innego wymaga nieco wysiłku z początku. Ale załączenie Django w GAE SDK było wystarczającą rekomendacją tego projektu, jako rozwiązania dojrzałego i przyjaznego programiście. Google ma zwyczaj akurat o tę grupę dbać całkiem nieźle.

Będąc na co dzień programistą J2ME/J2EE, a tylko w prywatnych projektach robionych w domowym zaciszu wykorzystując bardziej nowoczesne lub po prostu inne zabawki, możliwość poprowadzenia z praktykantem małego projekciku w technologiach tak diametralnie różnych, to swoisty ratunek zdrowia psychicznego. ;)

Nie dość że zupełnie inne biblioteki, to jeszcze jazda całkowicie bez trzymanki! Jako platforma serwerowa posłuży Google App Engine z Django 1.0 alpha, natomiast po stronie klienckiej jest nic innego jak Android, w roli nowoczesnej platformy mobilnej. MIDP to przeżytek przecież. ;)

Cieszą mnie kolejne aktualizacje App Engine, jak ostatnio wypuszczona wersja 1.1.1, która teraz pozwala na utworzenie 10 aplikacji, zamiast dotychczasowych 3. Dodatkowo poprawiono sporo błędów, więc może być tylko lepiej. Żeby tak w androidowym SDK poprawili wreszcie najbardziej irytujące niedociągnięcia...

Źródło: Google App Engine Blog

wtorek, 8 lipca 2008

Jestem człowiekiem ery Web 1.0...

Już jakiś czas chodziło za mną przestawienie się całkowite z programowania webowego w PHP i Zend Framework na coś przynoszącego powiew świeżości i nowoczesności, a także większego porządku składniowego i dyscypliny.

Moje zauroczenie Pythonem trwa od przynajmniej dwóch lat, ale przekonać się do jego zastosowania w webie ciągle nie mogłem. Udało się wreszcie znaleźć do tego sposobność - projekt i w pracy i jeszcze zaległy zaliczeniowy, by móc złożyć pracę mgr z zaliczonym ostatnim semestrem. ;)

Django wygląda dojrzale i atrakcyjnie, sprawia wrażenie dobrze przemyślanego, a także porządnie wygrzanego w prawdziwych projektach, nie skupionego tylko na szybkim napisaniu aplikacji z tutoriala, by później się okazało że coś bardziej skomplikowanego, to wchodzenie pod stromy pagórek.

Co jednak mi pozostało w sposobie myślenia z twórczości phpowej, to poprzedni engine webowy do niedawna napędzający PDAclub.pl. Nieco się on zestarzał, a nie miałem czasu zająć się czymś nowszym, więc nowy główny programista przerobił mocno na użytek portalu Joomlę 1.5. Mniejsza o to.

Jednym z ciekawszych elementów, które tam opracowałem, to engine layoutów. Działało to w następujący sposób:

  • każda strona prezentująca jakieś treści była przedstawiona w postaci pliku html ze wstawionymi tagami komponentów (w tamtej nomenklaturze - "modułów"), jakie tam miały się pojawić; komponentem takim był np. fragment HTML (np. dla nagłówka, stopki), pobierający tytuł portalu i inne parametry z konfiguracji; inny to komponent wyświetlający parametryzowalną listę newsów, jeszcze inny postów na forum, inny wyświetlający pełną treść wybranego artykułu, kolejny listę nowych hotspotów, menu główne, reklamy, województwa, pliki w dziale download, kategorie itd. Strona główna przykładowo składała się z: nagłówka html, menu głównego, menu nawigacyjnego bocznego, listy najpopularniejszych artykułów, listy poprzednich 15 newsów, głównej części z listą aktualności, listy trzech komunikatów/ogłoszeń (spotkania klubów użytkowników), listy najnowszych wątków z forum, 5 ostatnich komentarzy w newsach, reklamy helionu, shoutboksa dla redakcji (tylko dla niej widocznego), stopki (copyright). Każdy element mogłem dowolnie ustawić, by wyświetlał dokładnie co chcę i jak to ma wyglądać, nigdy nie był uruchamiany niepotrzebny kod. Jeśli chciałem dodać listę trzech najnowszych recenzji sprzętu, wystarczyło wstawić odpowiedni tag do pliku layoutu i ewentualnie zdefiniować template dla takiego elementu - ani linijki kodu PHP do napisania!
  • parametry tych komponentów były podane w linijce z ich wywołaniem, przykładowo {mcm style="module: stories; template: stories_main; limit: 3d10; page: @p"}, oznaczało wstawienie listy newsów z trzech ostatnich dni, a minimalnie 10 najnowszych (jeśli przez ostatnie dni niewiele się działo - pomysł Alberta z czasów, gdy współpracowaliśmy nad pocketpage/palmpage ;) ), których kod html tworzony jest na podstawie templejtu templates/stories_main.tpl , @p-ta strona wyników, a wyrenderowana lista trafiała do pliku na dysku, by setki odsłon na minutę nie wywoływały ciągle tego samego kodu.
  • wartość @p brana była akurat z parametrów żądania HTTP, oczywiście w module stories zamieniana na int
  • Takie komponenty mogły być użyte wielokrotnie, nawet na tej samej stronie - często umieszczanych było kilka wariantów, np. inny z limit: 10; order: views; template: stories_popular, pokazywał najczęściej czytane artykuły za pomocą templejtu stories_popular.tpl
  • Był zatem główny skrypt, który pobierał plik layoutu. Kod html zostawiał nietkniętym, a tagi zamieniał na stosowną treść, uruchamiając dla każdego odpowiednie moduły z "module", przekazując im parametry z tagu, z urla (jeśli potrzebne), ewentualnie ze współdzielonej przez komponenty tablicy zmiennych.
  • Każde takie uruchomienie to był include_once skryptu "modules/{module}.inc.php" (odpowiednio zabezpieczone, by nie wywoływać nieistniejącego lub nie dopuścić do kombinacji ze ścieżkami), wywołanie funkcji a'la render i zwrócenie zamiennika dla taga

Dawało mi to sporą elastyczność, gdyż na różnych stronach mogły być te komponenty przedstawione w odmiennych wariantach, do dowolnych zastosowań. Założeniem było że są od siebie niezależne, ale nie przechowują żadnego stanu w sesji czy gdziekolwiek indziej - mają swoją pracę wykonać tylko na podstawie podanych parametrów i ewentualnie danych w bazie, jeśli z takiej korzystały (większość tak).

Było to bardzo mocno zoptymalizowane wydajnościowo rozwiązanie - jedyny narzut dawało samo parsowanie pliku layoutu, choć był na tyle pomijalny, że próby automatycznej "kompilacji" go do postaci kodu PHP (jak w enginie samych templejtów) skończyły się na eksperymentach.

Parę lat później stworzyłem nieco ulepszoną wersję także tego elementu. Można było robić include innego pliku layoutu, by najczęściej powtarzające się elementy dziedziczyć z innych stron, "moduły" były zrobione obiektowo, ale ogólna zasada działania pozostała.

Potem pojawił się Zend Framework. Zachwyciłem się nim, choć ze stratą tak dla mnie wygodnego rozwiązania jak owe "komponenty" się nie pogodziłem. Napisałem odpowiednie rozszerzenia frameworka, które realizowały ten sam pomysł na nowo. Tym razem opis layoutu to plik xml (kompilowany przez cache do kodu php), nie zawierający żadnego html, ani php, moduły robione w duchu ZF (wykorzystujące standardowe templejty ZF, tj. pliczki ze wstawkami kodu PHP). Ich obsługą w kontrolerach zajmował się helper uruchamiany w init() i postDispatch(). Bardzo proste i efektywne rozwiązanie - gdy wszelkie oprzyrządowanie było ustawione (przez mechanizmy ZF), tworzenie konkretnych stron z komponentami to była kwestia tworzenia pliku layoutu, napisania ewentualnie komponentu oraz templejta jakim prezentuje wynik swojej pracy. Skrypty kontrolerów poza tymi przyjmującymi dane z formularzy, to tylko proste klasy dziedziczące po bazowej, zawierające puste metody odpowiadające poszczególnym akcjom. To powstało przy okazji realizacji zamówienia kolegi na kilka mniejszych stronek i świetnie się sprawdziło. Ninjutsu, interaktywna część strony konkursowej ucha van gogha i kilka eksperymentów działa na nim w pełni sprawnie.

Teraz siedzę, rozpływam się w zachwytach wobec Django, ale brakuje mi tego rozwiązania. Nie chcę zawartości poszczególnych podstron definiować w kodzie pythonowym. Chciałbym móc layouty generować też dynamicznie z jakiegoś prostego designera, a to moja idea komponentów umożliwiłaby jak najbardziej. No cóż. zuber z blipa mi dał znać, iż tego typu mechanizmy nie sprawdziły się we frameworkach ery "Web 2.0", ale ja jestem chyba starej daty. W końcu jeśli to jest dla mnie ekstremalnie wydajne w tworzeniu, bardziej elastyczne i atrakcyjne od dziedziczenia szablonów Django, nie będę trzymał się sztywno MVC, MTV czy innych trzyliterowców nowego stulecia. ;)

A może jednak czegoś do końca nie zrozumiałem? Może w podobnie elastyczny sposób można to zrobić w domyślnej implementacji Django? Jak Ty to robisz, drogi Czytelniku? :)

wtorek, 29 kwietnia 2008

Scarlet - "serial"

Przykład tego że wirusowy marketing wymknął się spod kontroli. Już po trailerze widać, że jest to reklama ... czegoś. Na pierwszy rzut oka perfumy, a może telewizory? Się okaże już bardzo niebawem.

Marketingowców proszę o wymyślenie już czegoś innego, bo od czasów Heyah zrobiło się tego zdecydowanie za dużo. Niedługo sytuacja będzie przypominała jeden z odcinków "Simpsonów" - "Lisa the Skeptic"...

Natomiast tym postem pokazałem, że kampania działa. :/ Brawo, kolejna wygrana marketingowców.

środa, 2 kwietnia 2008

Urodzonego Windowsiarza zachwyty nad Mac OS X ;)

W ciągu ostatnich paru miesięcy rodziła się u mnie potrzeba zmiany wysłużonego Thinkpada R50e na coś nowszego. Ponieważ od dawna kusiło mnie skosztowanie także nadgryzionego jabłka, wziąłem pod uwagę produkty urodzone w Cupertino. Coś małego, zgrabnego, nie z telebimem 15,4", nie z pocztówką 12", ale coś pośrodku, koniecznie panoramicznego, to to, co znalazłem pod postacią MacBooka.
Dodatkowo czysto technologiczny aspekt systemu operacyjnego, napędzającego te maszynki, pożądanie nieco odpoczynku od naleciałości z czasów Windows 95, braku porządku i jednolitości w systemach Microsoftu (co prawda w pełni użytecznych i sprawdzających się w zadaniach jakie się im powierzy, bez dwóch zdań!) skusiły mnie by posmakować "białej" strony mocy.
Na kilka dni wszedłem sobie więc w światek Mac OSa, choć nie rzuciłem się na głęboką wodę i nie kupiłem maczka licząc że będzie wszystko dobrze i się szybko pozbieram. Szkoda że nie ma żadnej legalnej możliwości zapoznania się przez kilka dni z tym systemem, coś na zasadzie wypożyczenia na próbę. Postanie chwilę nad makówką w iSpocie nie daje niestety za wiele, gdy chcemy sobie taki system pod siebie skonfigurować, doinstalować niezbędne aplikacje, dołączyć ulubiony sprzęt i spróbować po prostu pożyć z nowością. Przecież nie pójdę do najbliższego salonu ze swoją myszką, klawiaturą, tabletem, pilotem, płytą z narzędziami, sterownikami, wymagać jeszcze by dali się przez parę godzinek pobawić, poinstalować co się żywnie podoba, pogadać ze znajomymi na google talk i jabberze, posłuchać muzyczki, obejrzeć jakiś film, popróbować wygaszacze, tapety i pośmigać w terminalu po systemie plików zapoznając się przy okazji z dokumentacją techniczną Mac OS i Darwina. A co jeśli mi się nie spodoba system na w ciemno zakupionym, jedynym legalnie działającym z Leopardem sprzęcie? Zainstaluję sobie jeszcze na parę miesięcy Windows, by oszczędzić sobie całkowitego biegania po omacku? A może ów sprzęt jest wolny i nie spełni oczekiwań? Co wtedy?
Jedynym sposobem było pobrać pierwszy lepszy build Leosia dla "hackintoshy" i zainstalować na moim sprzęcie, który przypomina nieco hybrydę kilku generacji iMaków i Maków Pro - procesor Core 2 Duo E8200 (2,66 GHz), płyta główna Gigabyte z chipsetem P35 (model P35C-DS3R), ALC 889 generujący dźwięk, gigabitowa sieć na pokładzie i poczciwa GeForce 6600GT w slocie PCI Express, pamięci Corsair 2x1GB (CL4), a kontroler SATA (ICH9R) obsadzony dyskiem Seagate 7200.10 250GB i napędem Asus DVD+/-RW.
To była dobra decyzja. Przestawienie się całkowite może być nieco trudniejsze niż myślałem. Owszem, system jest świeższy, ładniejszy, schludniejsza i bardziej elegancka architektura, pracy towarzyszy nieporównywalna innowacyjność i nowoczesność nawet w porównaniu z Vistą na każdym kroku, do tego w 20 sekund system w pełni gotowy do pracy przy pełnym bootowaniu, a pełny shut down w 3-5 sekund (tryby uśpienia na wersji "hack os x" ;) którą testuję jeszcze nie działają, ale to już poprawiono w nowszych). Dawno czegoś takiego nie widziałem!
Potęguje to moje wrażenie, że Microsoft brodzi po pas w zaszłościach historycznych Windows, by zachować kompatybilność kosztem tej swobody i szansy na zupełnie świeży start, którą dał sobie Apple tworząc Mac OS X.
Jednak lata nawyków (choćby intensywne wykorzystywanie kombinacji ctrl-lewo/prawo, ctrl-shift-lewo do przeskakiwania co słowo, ctrl-backspace do kasowania tegoż, czy podobnych szczegółów, bardzo przydatnych w pracy programistycznej) trudno jest przezwyciężyć, a mając przed sobą skończenie magisterki, wolę dwa miesiące przed obroną nie wchodzić w zupełnie nowe środowisko i sobie to przejście zorganizować po uzyskaniu tytułu.
Co ciekawe widać że nawet napisanie sterowników dla Maca to dla producentów sprzętu pestka w porównaniu z Windows. Już od miesięcy widać na forach Wacoma, że coś niedobrego się dzieje z pracą Windows z tabletami (m.in. Bamboo One), sam Wacom nie do końca wie co, sugeruje różne śmieszne rozwiązania, jak wyłączenie bootowania z usb w biosie. Pod makówką zainstalowałem najnowszy sterownik i wszystko chodzi bezproblemowo - "boom" po Steve-owemu. ;)
Podobnie z Bluetooth - nie ma chyba w makowym światku zmartwień o to, z którym oprogramowaniem dla sterowników dongla USB (tj. z którym stosem bluetooth) zadziała to czy tamto. Pod Windows trzeba się nagimnastykować, by system dogadał sie z Wiimote. Pod "makówką" ściągnąłem Darwiinremote, sparowałem pilota z komputerem, uruchomiłem aplikację i już miałem w pełni funkcjonalny Apple Remote, a widoki czujników ruchu zaczęły żywo odzwierciedlać oddziaływanie grawitacji na położenie zabawki.
Z innych "pierdół" - zachwycił mnie Mail. Tak prosta, a jakże przydatna rzecz, jak podświetlanie powiązanych wiadomości pocztowych - nie zawsze wygodny jest widok drzewka wiadomości, to jest ogromnym ułatwieniem, gdy chcemy znaleźć poprzednie wiadomości z dyskusji. Widać, że Thunderbird i Firefox są w dużej mierze wzorowane na makowych aplikacjach. Teraz gdy się z tymi nieco zapoznałem, widzę uderzające podobieństwa.
Natomiast jest inna, chyba ważniejsza od tego cecha Mac OS X - niesamowita spójność na każdym kroku. Zarówno skróty klawiszowe, te dobrze znane i wspólne dla wszystkich aplikacji, jak i przede wszystkim wygląd oraz funkcjonowanie oprogramowania. W Windows nawet wygląd menu różnić się może od aplikacji do aplikacji, ponieważ poza standardowymi, czysto tekstowymi wersjami menu, które oferuje Microsoft w "czystym" Win32, są jeszcze menu oferowane przez MFC (w tym imitacja Ribbon w najnowszej wersji biblioteki), kilka innych w WTL, a i Windows Forms oferuje przynajmniej dwa swoje style, oczywiście programista może i swoje malować - nie ma problemu (za jedno trzeba Windows pochwalić - ogromna elastyczność systemu, dosłownie wszędzie się można wpiąć i w pełni kontrolować, jednak te możliwości obecnie wykorzystują głównie twórcy spyware, wirusów i trojanów ;) ). Do tego w Windows Vista dochodzi jeszcze nowe (choć ciekawe) rozróżnienie menu na aplikacje "standardowe" i multimedialne. W tych drugich odchodzi się od standardowego menu i dąży bardziej ku przedstawieniu czegoś na kształt Ribbona z Office 2007. Pod Mac OS X wszędzie jest dokładnie tak samo i w dokładnie tym samym miejscu - w górnej belce systemowej. Pomiając też menu, każda aplikacja wygląda niemalże identycznie, tj. ten sam zestaw widgetów, te same rodzaje okien narzędziowych, dialogowych, pomocniczych. Aż przyjemnie popatrzeć i nie gubić się poznając nową aplikację. Mógłbym oczywiście rozpisywać się na temat innych elementów, które mi się tak podobają, ale to nie czas i pora. Póki jestem bardzo świeży, póki mnie nic w OS X nie ukąsiło, lepiej poczekać i na chłodno opisać wrażenia z pracy z systemem za parę miesięcy. Raczej na pewno kontynuację spłodzę na makówce. Na pewno jednak nie wydam 600 zł za rozszerzenie pamięci do 2GB. ;)

sobota, 15 marca 2008

HTTPS, Firefox 3 i użyteczność

Od paru tygodni używam na co dzień najświeższych buildów Firefoksa 3 i o ile nie mam większych problemów, podobają mi się usprawnienia, ulepszenia, coraz większa liczba działających dodatków (najważniejszy Hide Menubar ;) ), to mam pewną obawę.

Spora liczba sklepów internetowych (iSpot jako pierwszy z brzegu), stron nawet rządowych czy samorządowych, w przypadku lokalizacji szyfrowanych, używa niekwalifikowanych certyfikatów SSL. Widząc ile problemów mają niezbyt zaawansowani użytkownicy w przypadku odwiedzania ich w Internet Explorerze 7 (i wkrótce 8), gdzie dostają na twarz stronę wyglądającą dla nich jak błąd, przeszkodę której nie da się obejść bez "informatyka", wyobrażam sobie chaos w "erze" Firefoksa 3.

Ten nie pozwala po prostu kliknąć "Kontynuuj przeglądanie strony" (czy jakkolwiek to brzmi w polskiej wersji językowej).

Użytkownik musi przebrnąć przez masę ostrzeżeń, magicznych terminów jak certyfikat bezpieczeństwa, certyfikat samopodpisany, jeszcze mniej zrozumiały kod błędu, coś o konfiguracji serwera ("jakiego serwera, chcę po prostu wejść na stronę"), by dojrzeć na końcu link do czegoś, co brzmi jak rozwiązanie ostateczne, bardzo niebezpieczne (w zasadzie takie jest w pewnych przypadkach). Po kliknięciu w tę opcję pojawia się jeszcze jedno ostrzeżenie, że nie powinienem dodawać wyjątku, pod warunkiem że całkowicie ufam swojemu połączeniu internetowemu ("ale tepsie nie można ufać!").

Powiedzmy że jakiś wytrwały internauta, szukający sklepów w ulubionym ceneo, przebrnął przez te ostrzeżenia, jest odważny i zdeterminowany. Co dalej? Nowe okno z jeszcze większą ilością ostrzeżeń, żółtych wykrzykników, "pobierania certyfikatów", "nieznanych tożsamości" i przycisk "Potwierdź wyjątek bezpieczeństwa". O Boże, oby o 6 rano nie wdarli się z nakazem! Dobra, żyje się raz - tak okazyjnie blendera nie przepuszczę! Klik - i jesteśmy na stronie. Gratulacje! ("te komputery są takie skomplikowane")

Team Firefoksa naprawdę potrzebuje ludzi z Humanized.

środa, 12 marca 2008

IE 8 - panning hand

W IE8 trafiłem na ciekawą funkcję, mianowicie Panning Hand - nie wiem czy ona występuje tylko gdy system ma włączoną funkcjonalność Tablet PC, ale jeśli ją Microsoft dopracuje do czasu finalnego wydania IE 8, że można będzie w wygodny sposób przełączać między panning hand i zaznaczaniem tekstu, będzie to genialna opcja dla posiadaczy wszelkich urządzeń z dotykowym ekranem lub użytkowników tabletów (sam mam Bamboo One). Korzystałem jakiś czas z wtyczki Grab and drag dla firefoksa, ale stała się bardzo irytująca - za dużo klikania by przełączać między tymi trybami.

A polega ona na tym, że jeśli na dowolnej otwartej stronie WWW przytrzymamy przycisk myszy na elemencie nie będącym linkiem, możemy przesuwać i przewijać stronę we wszystkich kierunkach w bardzo naturalny sposób, bez użycia pasków przewijania czy rolki myszy. Vistowe flicks owszem da się wykorzystać do przewijania strony, tylko każde takie machnięcie musi być dokładne i dość gwałtowne, a nie wiem jak długo końcówka piórka tabletu to wytrzyma przy dłuższym przewijaniu. :)

O, właśnie "odkryłem", że ta opcja jest dostępna w Viście także w IE 7, tylko, jak zasugerowałem, wyłącznie w sytuacji, gdy działa podsystem Tablet PC, tj. w systemie jest zainstalowane urządzenie "piórkowe", jak tablet czy ekran dotykowy zgodny z Tablet PC. Popsuli mi satysfakcję z odkrycia! ;)

niedziela, 9 marca 2008

Głupoty w necie

Niezwykle namolny problem (z xkcd). :) Ilekroć się chcę odciąć od czytania komentarzy pod newsami, gdyż wiem że 80% z nich to pyskówki, wypowiedzi ludzi którzy mają znikome pojęcie o kwestii komentowanej (vide pclab.pl), to prawie zawsze wchodzę sprawdzać właśnie to, czy ktoś owe głupoty napisał. I niestety za każdym razem czuję się w obowiązku prostować, korygować, by ktoś kolejny raz nie wyrażał opinii "zapożyczonych" z innych miejsc w internecie, tylko bazował na swoich doświadczeniach i własnej wiedzy, o ile to możliwe. Jeśli jednak możliwe to nie jest, może po prostu lepiej nie odzywać się? Ach, to by było za proste, w końcu to jest właśnie internet.
Trzeba bardzo uważać, by uniknąć problemu "wypalenia", opisywanego kiedyś choćby przez autora VirtualDub. Musi być na niego gotowa każda osoba, która chce się w internecie ujawnić z jakąkolwiek twórczością, inicjatywą - wszystko, co może się spotkać z opinią.
Zatem: Ostrożnie, Internet!

wtorek, 29 stycznia 2008

MSDN Magazine Reader

Gdy wychodził .NET Framework 3.0, Microsoft wraz z New York Times stworzył narzędzie do czytania najświeższych artykułów przechowywanych lokalnie, wykorzystujące mechanizmy synchronizacji i powalający na kolana interfejs użytkownika stworzony w Windows Presentation Foundation. Teraz w takiej formie, choć już nie tak samo efektownej, można czytać MSDN Magazine. Polecam!

MSDN_Reader

piątek, 25 stycznia 2008

WikiSpider - zabawa dla geeków :)

Daniel niedawno zaproponował pewną zabawę dla programistów-geeków. Polega ona na stworzeniu aplikacji wspomagającej szukanie jak najkrótszej ścieżki między dwoma dowolnymi hasłami na Wikipedii. Była to okazja do zapoznania się bardziej praktycznego z paroma bardzo zachęcającymi nowościami w C# 3.0, przy których Java niestety wygląda trochę jak relikt (choć ją uwielbiam). Podjąłem wyzwanie, stworzyłem coś takiego, wykorzystując m.in. LINQ to XML, inicjalizatory konstruktorów, automatyczne atrybuty klas i kilka mniejszych ciekawostek (np. operator ??, typy anonimowe).

Miałem okazję też zauważyć, że w Visual Studio 2008 dodano sporo opcji refactoringu kodu - kapsułkowanie, zmiana nazw, porządkowanie importów, usuwanie tych zbędnych i sporo innych możliwości - prawie jak w Eclipse (choć przynajmniej większy porządek w menu kontekstowym). ;)

ide-context

Ciekawe swoją drogą, czy ten refactoring działa z rozumieniem kodu. Świetne też są pewne niewielkie detale - przy świeżo napisanej nazwie obiektu, klasy, zmienionej nazwie dowolnego elementu kodu, proponowane jest w tagu inteligentnym rozwiązanie - czy to refactoring, czy dodanie using, czy uzupełnienie do pełnej nazwy w przestrzeni nazw. Dodatkowa niespodzianka - przytrzymajcie CTRL mając rozwiniętą listę podpowiedzi IntelliSense. :)

Rozwiązanie konkursu w niedzielę! Potem szczegóły na temat programu i link do instalacji ClickOnce. ;)

Technorati Tagi: ,,,

czwartek, 10 stycznia 2008

Vista i ICH8 - po kłopocie

Ostatnimi czasy sporo się nainstalowałem Windows na moim komputerze stacjonarnym. Pozornie problemy zaczęły się po zmiane dysku na Seagate Barracuda 7200.10 - bo czas już było zamienić czymś "staruszka" Maxtora DiamondMax 10. Ponieważ systemem instalowanym była uparcie moja Vista Ultimate (otrzymana od Microsoftu za aktywny udział w beta-testach), wina spadała zazwyczaj na nią, bo to nowe, bo to nie wiadomo jak stabilne tak naprawdę. Problemy objawiały się a to niemożnością w ogóle zainstalowania systemu, uszkodzonych plikach systemowych po paru dniach użytkowania i notorycznymi BSODami przy przejściu systemu w stan uśpienia lub zaraz po jego powrocie. W międzyczasie także podejrzaną była moja świeżo zakupiona Sky Star 2, jednak i tutaj problem nie leżał.

Winę za ten wielomiesięczny chaos ponosi tylko i wyłącznie chipset napędzający moją płytę główną - Gigabyte GA-P965-S3, a dokładniej wbudowany kontroler SATA w ICH8! Okazało się że problem polegał na nieobsługiwaniu (oficjalnemu) przez niego trybu AHCI. Nie wiedząc o tym i nie chcąc za bardzo pracować z nowoczesnym dyskiem w trybie IDE (straciłbym NCQ, hotplug i inne przyjemności), ów tryb włączałem w BIOSie - w końcu pozwalał, to może, jak często bywało, producent "zhakował" chipset i wyciągnął z niego nieco więcej funkcjonalności. Płytę zmieniłem parę miesięcy przed zmianą dysku - problem w tym czasie się nie ujawniał, bo Maxtor tak "zaawansowany" nie jest.

Moja płyta ma na pokładzie także osobny kontroler SATA, ale zazwyczaj sceptycznie do tych "wynalazków" podchodzę, to też nie chciałem z niego korzystać w ogóle - był zupełnie wyłączony. Przełączyłem się na niego jednak, w ICH8 wyłączyłem AHCI, zainstalowałem od nowa Vistę i nagle jak ręką odjął. Instalacja bez zająknięcia (choć z pendriva było trzeba sterownik załadować), działanie dysku bez zarzutu, a Sleep stabilny jak skała.

Choć Vistę uważam ogólnie za świetny system (już słyszę te pokpiwania "ekspertuf"), także pod kątem czysto użytkowym, te problemy wystawiały moją cierpliwość i zaufanie do niej na ciężką próbę. Co poradzić, że wracając do XP czuję się jak na wygnaniu z ziemi obiecanej, czas Linuksa na desktopach jeszcze nie nadszedł i szybko nie nadejdzie (choć robi się ciekawie, szczególnie w segmencie urządzeń mniejszych i tych zupełnie kieszonkowych), Apple obraża mnie napędami Combo w sprzęcie w roku 2007, a dobrej alternatywy dla Office 2007 (szczególnie OneNote) nie ma.

Teraz mogę znowu się cieszyć w pełni funkcjonalnym i sprawnym kompem. I nawet nie muszę czekać na SP1, bo większość usprawnień wydajnościowych już została wypuszczona przez Windows Update w ciągu paru ostatnich miesięcy. :)

Viśta wio!